|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dominika&Luzak
DOM ADOPCYJNY
Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Warka i okolice Płeć:
|
Wysłany: Pią 12:23, 02 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Witam,
Strasznie długo nas nie było, bardzo przepraszam i już nadrabiam zaległości.
U nas ogólnie mówiąc bez większych zmian.
Józio wyrósł na prawdziwego mężczyznę, zmężniał, jak widać na załączonych obrazkach
Jest zdrowy, jak ryba
W maju przeszedł wszystkie standardowe szczepienia.
Jakiś czas temu na brzuchu pojawiły się jakieś krosty/strupki, nie wyglądało to dobrze. Byliśmy jednak u weterynarza, obejrzał, dał maść i wszystko zniknęło bez śladu.
"Problemem" mogą być tylko lęki Józia, bo w tej kwestii nic się nie zmieniło... Słowo problem ujęłam w cydzysłów, bo już przyzwyczaiłam się do tego, że jest tak, a nie inaczej.
Czasem pod tym względem było niewesoło... Nie chciał w ogóle wychodzić na dwór, sikał, żeby nie musieć już wychodzić... Nie to, że "posikiwał", a po prostu się załatwiał w domu, nawet pod siebie, leżąc w szelkach przygotowany do wyjścia...
Z czasem Józio zaczął sikać do "nocnika"... Wiem jak to brzmi...
Chodzi o to, że on zaczynał sikać w momencie, gdy założyłam mu szelki. Pływała podłoga, dywan, łóżko, zależy gdzie akurat się znaldował...
Potem udało się opracować opcję podstawiania metalowego pudełka, pełniącego właśnie rolę nocnika... Dzięki temu zaoszczędziłam trochę na środkach czystości i nerwach...
W każdym razie jest tak, że jak jesteśmy u babci, to Józio najpierw robi siku do "nocnika", a potem dopiero wychodzimy na dwór...
Na dworzu też zachodził drogę, nie dało się spacerować, więc na każdy spacer jeździliśmy smaochodem w ustronne miejsce, w okolicach bloku nie było na to szans.
Był taki czas, że nie mogłam już sobie z tym poradzić... Wyjścia conajmniej 4 razy dziennie i tyle razy trzeba było robić generalne sprzątanko... Do tego potrafił zrobic kupke na klatce, by tylko już nie musieć wychodzić...
W tamtym czasie szukałam już nawet behawiorysty... Kontaktowałam się nawet z jedną Panią, która po tym, jak przedstawiłam jej problem powiedziała, że sprawa jest poważna, że trening behawioralny ok, ale raczej przy tak wysokim poziomie lęku bez farmakoterapii się po prostu nie da...
Tym bardziej, że Józio będąc w takim stresie nie ma ochoty na jakiekolwiek smaczki, nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, wręcz odwraca głowę, udaje "martwego", trudno w takich okolicznościach czegoś nowego go nauczyć...
W końcu jakoś się w miarę unormowało i na wizycie nie byliśmy, ale sądzę, że to sprawa otwarta i tego nie uniknę.
Byliśmy u babci, bo troszkę nas zalało w ostatnim czasie, teraz wróciliśmy, ale znów są problemy. Jest sezon na czereśnie, za rzeką są pola, gdzie one osną, a właściciele, by odstraszyć szpaki, korzystają z urzadzeń, które "strzelają" gazowymi nabojami (czy jakoś tak...) W każdym razie są to takie pojedyncze, regularne strzały, coś jak wybuch pojedynczej petardy, można się domyśleć co na to Józio...
Jest to od nas dość daleko, ale woda (rzeka) "niesie" te odgłosy...
Tak więc Józio większość czasu siedzi wtedy w domu... Czasem muszę go wyciągnąć na siłę, bo potrafi cały dzień się nie załatwić...
Na szczęście nie jest to codziennie, no i sezon na czereśnie nie trwa wiecznie...
Poza tym nie ma żadnych problemów.
Dla mnie wszystko co z Józiem związane jest normalne i na codzień robię swoje, nie myślę i nie rozwodzę się nad szczegółami, Józio taki jest i tyle. Opracowaliśmy swoje sposoby na sikanie, wychodzenie i sobie radzimy
...a jak dzień był stresujący, to potem idziemy nad jezioro i Józio w jednej chwili zapomina o wszystkich troskach, potem nie mogę się doprosić, żeby wyszedł z wody
To by chyba było na tyle.
Postaram się być już bardziej systematyczna w swoich relacjach...
Poniżej kilka zdjęć i jakieś filmiki z ostatniego czasu.
Pozdrawiamy
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
A tu filmik - generalnie filmowane były koniki, ale Józio załapadł się w kadr
[link widoczny dla zalogowanych]
Tu też filmik, kapiel Józia, jeszcze za czasów wczesnej wiosny
[link widoczny dla zalogowanych]
...a tu ilustracja, jak nas zalało
http://www.youtube.com/watch?v=iwJI_SshkMI
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Katarzyna_Margo
FUNDACJA AUREA
Dołączył: 06 Lip 2008
Posty: 1544
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Pią 19:59, 02 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Dominika, wydaje mi się, że przy tak wysokim poziomie lęku farmakologia mogłaby bardzo pomóc. Tobie byłoby lżej, mniej nerwów i roboty. Ale też wyobrażam sobie ile to kosztuje Luzaka, tak silny stres musi go potwornie męczyć. Szkoda i psa i Ciebie.
A chłopak wyprzystojniał bardzo
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agata_Emi_Lili
FUNDACJA AUREA
Dołączył: 26 Wrz 2007
Posty: 13132
Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Śro 14:50, 07 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Dominika&Luzak napisał: |
"Problemem" mogą być tylko lęki Józia, bo w tej kwestii nic się nie zmieniło... Słowo problem ujęłam w cydzysłów, bo już przyzwyczaiłam się do tego, że jest tak, a nie inaczej. |
Dominiko, to nie jest najlepsze podejście do sprawy. Oczywiście można akceptować różne zachowania u psa i nauczyć się z nimi żyć, ale w przypadku lęków nie można po prostu zostawić sprawy, uznać, że tak ma być i żyć dalej.
Fakt, że Luzak sika pod siebie i nie chce wychodzić na dwór, świadczy o ogromnym stresie, jaki w tej sytuacji przeżywa. Fajnie, że znalazłaś sposób z "nocnikiem", ale rozwiązałaś tym tylko problem mokrej podłogi i Twoich nerwów, a nie problem Luzaka.
U Marzeny na początku ich wspólnej przygody też działy się podobne rzeczy, ale Marzena dzięki cierpliwości, uporowi i chęci pomocy Luzakowi, poradziła sobie z tym problemem. Myślę, że skoro jej się udało, to mogłabyś skorzystać z jej rad i doświadczenia i postarać się poprawić nieco Luzakowi jakość życia. Oczywiście nie oznacza to, że uważam, że Luzak jest u Ciebie nieszczęśliwy i ma złe warunki, bo wiem, że go kochasz i dbasz o niego najlepiej jak możesz, ale właśnie dlatego, że go kochasz - powinnaś postarać się mu pomóc, bo chłopak bardzo się męczy tym stresem.
Musisz się też zastanowić, co takiego się stało, że Luzak "cofnął się" do etapu sikania pod siebie i co powoduje, że cały czas boi się wychodzić. Jak już ustalisz przyczynę, będzie można wziąć się za jej eliminację.
Na pewno kontakt z doświadczonym behawiorystą byłby dla Was bardzo pomocny. Możesz też poczytać książki o lękliwych psach i pracy z nimi. My oczywiście też służymy zawsze dobrą radą i pomocą w miarę naszych możliwości i skromnej wiedzy.
Polecam Ci lekturę tych książek:
"Strachopies, czyli poradnik postępowania z bojaźliwym psem" - Grzegorz Firlit
"Mój Pies się nie Boi" - Nicole Wilde
Mam też nadzieję, że już więcej nie znikniecie na tak długo, bo bardzo się martwiliśmy, co z Wami.
Pamiętaj, że nie jesteś sama z Luzaczkowymi problemami, wspólnie na pewno uda nam się coś wymyślić i pomóc.
P.S. A Jak Luzaczkowe stawy? Nie ma problemów z chodzeniem, bieganiem? Nie dzieje się nic niedobrego? Na zdjęciach Józio ma sporo ciałka, to pewnie po zimie trochę się uzbierało , ale pamiętaj, że on powinien być szczuplakiem.
Ostatnio zmieniony przez Agata_Emi_Lili dnia Śro 14:52, 07 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nowak(i)Lanka
Dołączył: 02 Paź 2007
Posty: 290
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pią 12:03, 17 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
W związku z tym, że chyba wkradło się do relacji Dominiki małe niedomówienie, spieszę donieść, że u Luzaka jak najbardziej wszystko ok.
Na co dzień jest szczęśliwy i wyluzowany, nie sika! Problem pojawił się zimą (która do najlżejszych nie należała) kiedy to Dominika została niejako zmuszona do chwilowej przeprowadzki do mamy, do miasta, do bloku. Tu jego strach rzeczywiście powrócił, i zaczęło się sikanie przed wyjściem. Natomiast każdy powrót do domku i na własną działkę, powoduje powrót psa do normalności, strachy i sikanie znikają.
Luzaka miasto, ludzie, samochody przeraża. Ja od początku pisałam, że on nie nadaje się do życia w mieście. Z resztą kiedy byliśmy w Chańczy, czy kiedy spędził dwa tygodnie u Anity, która ma własny dom, przed wyjściem sikanie nie zdarzyło się ani razu.
Dlatego Luzak i Dominika mieszkają na pięknej działce, gdzie pies jest absolutnie wyluzowany.
I jeszcze świeżutka fotka Luzaka. Babcia była na grzybach i chciała je sfotografować, ale nic nie może się odbyć bez Józia, więc chłopak wszedł w kadr. Grzyby piękne, ale Luzak piękniejszy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pasiasta Alicja
GRUPA ORGANIZACYJNA
Dołączył: 13 Gru 2007
Posty: 3019
Przeczytał: 4 tematy
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Bielsko-Biała Płeć:
|
Wysłany: Pią 12:06, 17 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Niemożliwe! Tyle grzybów w jednym miejscu?? Czy one są tam poukładane??
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mariola Kora
DOM ADOPCYJNY
Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 822
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Komorów k/Pruszkowa Płeć:
|
Wysłany: Pią 12:09, 17 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Eeeee, musi poukładane.
Ale mój ulubieniec sliczny.
Prosze o pomizianie Luzaczka i mocne przytulanko.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nowak(i)Lanka
Dołączył: 02 Paź 2007
Posty: 290
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 14:16, 04 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Luzaka dopadła babeszja Jest już po zastrzykach i czterech kroplówkach, po południu jedzie na kolejną. Czuje się całkiem nieźle. Wieczorem będę wiedziała więcej. Trzymaj się Luzak!!!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agata_Emi_Lili
FUNDACJA AUREA
Dołączył: 26 Wrz 2007
Posty: 13132
Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Pon 18:24, 04 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Marzenko, dawaj znać, jak tylko Dominika się odezwie.
Będzie dobrze, musi !!!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dominika&Luzak
DOM ADOPCYJNY
Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Warka i okolice Płeć:
|
Wysłany: Pon 22:18, 04 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Witam,
Dawno mnie tu nie było, ale to dlatego, że u nas była taka sielanka, że aż mdło by się robiło, gdybym non stop opowiadała, o tym naszym słodkim życiu
Niestety, wczorajszy dzień i noc były straszne, o dzisiejszym nie wspomnę...
Od wczoraj jeszcze nie zmrużyłam oka – adrenalina chyba robiła swoje... - dopiero niedawno trochę opadła i powieki zrobiły mi się ciężkie Chyba dziś pierwszy raz od niepamiętnych czasów usnę przed północą, choć ze mnie rasowy „nocny marek” i mi się raczej nie zdarza
No, ale zacznę od początku...
W sobotę Luzak zaczął tak dziwnie potrząsać uszami, najpierw sporadycznie, potem częściej. Miał też trochę kataru. Obserwowałam go, ale jeszcze, że tak powiem, na luzie
W niedzielę stał się już bardziej apatyczny. Z „wygoglowania” objawów wyszło mi, że to może zapalenia ucha i że może ma jeszcze gorączkę, stąd ta apatia. Niby o uszka dbamy regularnie, nie przewidywałam problemów w tej kwestii, no ale skojarzyłam też, że kilka dni wcześniej Luźny zażywał wiosennej kąpieli w jeziorze i może to przez to...
Pomyślałam też, że skoro jest niedziela, prawie godzina 22, w pobliżu żadnej lecznicy całodobowej, to spokojnie poczekam do poniedziałku, w końcu to „tylko” zapalenie ucha, nie może się stać nic złego do tego czasu.
Niestety, lepiej nie było... Luzak prawie nie wstawał, a jak wstał raz, to dupka zaczęła mu zachodzić na boki i zaraz klapnął z powrotem... Z nosa mu się lało, przelewał się przez ręce... Wtedy już zaniepokoiłam się nie na żarty...
Była 5.30 rano, a ja szukałam w necie kolejnych objawów i tak trafiłam na babeszje...
O 6 zadzwoniłam do weterynarza z prośbą, żeby przyjął nas wcześniej, bo normalnie lecznica działa w poniedziałki od 10...
Przed wizytą w lecznicy Józio zrobił siku w kolorze ciemnobrunatnym i konsystencji dużo gęstszej, niż mocz ma w swojej naturze... Do tego kupkę w kolorze jaskrawej pomarańczy...
O 8 byliśmy w lecznicy.
Morfologia potwierdziła najgorsze...
W sobotę po raz pierwszy pojawiło się potrząsanie uszami – objaw dość mizerny jak na babeszje, w poniedziałek jego stan był naprawdę poważny, a weterynarz nie brzmiał zbyt optymistycznie i nie dawał jednoznacznych rokowań...
Od 8 do 12 przesiedziałam w lecznicy, Józio dostał 4 albo 5 kroplówek, bo już sama nie wiem, z płynu Ringera. Dostał też oczywiście zastrzyk przeciw temu pierwotniakowi (Imizol). W książeczce mamy zapisane podanie 5 leków, ale nie napiszę nazw, bo trudno rozczytać tą lekarską kaligrafię... Na pewno wśród nich była podwójna dawka jakiegoś sterydu.
Myślałam, że mi serce pęknie, jak patrzyłam na niego... Dolne powieki mu opadły, trzecia powieka do połowy zasłaniała oczy, z nosa mu się lało, ślina kapała, tylko zmieniałam ligninę...
Na początku leżał na stole ledwo żywy. Po ok. 2 godzinach przyszedł pan z kotkiem i Józio się ożywił Podniósł głowę, postawił uszy i chyba się nawet trochę uśmiechnął W końcu to był czarny kotek, całkiem jak jego Kajusia w domu Bo – wspomnę na marginesie – że miłość tych dwojga kwitnie
Dla mnie to był taki mały sygnał, że coś chyba zaczyna się zmieniać na lepsze...
Z lecznicy Józio wyszedł sam i pojechaliśmy na siusiu. No i zrobił i nie było to już to samo siusiu co rano. Ciemniejszy trochę niż normalnie, ale już taki klarowny. On chyba też poczuł się troszkę lepiej, bo chciał wbiec pod swoją górkę, co jednak nie okazało się takie proste, jak normalnie...
Pan doktor zalecił jednak jak najmniej ruchu, więc po siusiu udaliśmy się do samochodu. Wtedy właśnie zadzwoniłam do Marzenki podzielić się swoimi troskami...
W domu zrobił siku jeszcze 2 razy, na dywan, a jakże, ale mej radości nie było końca, mógłby wtedy zasikać mi wszystko, żeby tylko sikał
Jak babcia wróciła z pracy, to nawet się podniósł, machał z radości ogonem i nawet wziął swoją kostkę i z zadowoleniem zaniósł babci
O 16.30 byliśmy na kolejnych kroplówkach – sztuk 2. Tym razem już „zwykłe” płyny i Furosemid.
Potem znów na naszą miejscówkę do spacerków i znów siusiu x 2 Myślałam, że zaraz wróci do auta, a on z nochalem przy ziemi zaczął węszyć i biegać Nie trwało to jednak długo, wróciliśmy do domu.
Do tej pory było jeszcze siusiu znów x 2 i znów na dywan bez ostrzeżenia
Oczy, że tak powiem, wróciły na swoje miejsce, nie cieknie mu już z nosa, no, może minimalnie.
Dziąsła są już czerwieńsze, bo rano były blade...
No i tyle razy wstawał, biegał po domu.
Jest na pewno jeszcze osłabiony, teraz też ma dość ciepły nos i od pewnego czasu śpi, ale mam nadzieję, że najgorsze mamy za sobą...
Jutro mamy iść na kontrolę i życzę sobie tylko dobrych wieści...
Za 2 tygodnie mamy powtórzyć lek, ten na pozbycie się pierwotniaka – podobno najnowsze doniesienia z dziedziny babeszji tak zalecają, bo pojedyncze sztuki mogą podobno przetrwać w śledzionie... - tyle mi powiedziano
Ech, to moje pierwsze takie poważne starcie z „wrogiem” i trochę nerw mnie to kosztowało...
FANÓW JÓZIA PROSZĘ O TRZYMANIE KCIUKÓW ZA JEGO POWRÓT DO PEŁNI ZDROWIA
Ps. Luzi był oczywiście zakroplony i z obrożą...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agata_Emi_Lili
FUNDACJA AUREA
Dołączył: 26 Wrz 2007
Posty: 13132
Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Pon 22:30, 04 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Dominika, bardzo Wam współczuję, bo przeżycie musiało być dla Was obojga okropne :-(
Józio to młody, silny organizm więc na pewno wyjdzie z tego, zresztą sama piszesz, że już jest lepiej, uffffff
Czy lekarz powiedział Ci o diecie? Zapewne wątroba i nerki ucierpiały w starciu z babeszją więc dieta powinna być lekkostrawna (dla wątroby) i w miarę niskobiałkowa (dla nerek). Dobrze wspomóc się lekami regenerację wątroby (np. hepatil).
Pisz proszę co u Was i na przyszłość nie zostawiaj nas tak długo bez wieści.
Ostatnio zmieniony przez Agata_Emi_Lili dnia Pon 22:30, 04 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nowak(i)Lanka
Dołączył: 02 Paź 2007
Posty: 290
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 23:05, 04 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Jako największa fanka Józia oczywiście mooocno trzymam kciuki za jego powrót do pełni zdrowia Będzie dobrze
PS. Proszę o świeżutkie fotki Józia
Ostatnio zmieniony przez Nowak(i)Lanka dnia Pon 23:07, 04 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anita i Daisy
DOM ADOPCYJNY
Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Wto 6:19, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Nowak(i)Lanka napisał: | Jako największa fanka Józia oczywiście mooocno trzymam kciuki za jego powrót do pełni zdrowia Będzie dobrze :! |
Oj Marzenko zaraz tam największa Ciocia Anita też się bardzo zmartwiła i pierwsze co zrobiła w pracy to do komputera i czytać co tam u Józieńka, kamień z serca że już lepiej , nadal trzymamy kciuki i mocno ściskamy .
PS.Dominiko widzę że imię Józio do Luzaczka i u Ciebie się przyjęło, a kto go tak przechrzcił
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dominika&Luzak
DOM ADOPCYJNY
Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Warka i okolice Płeć:
|
Wysłany: Wto 22:13, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Witam ponownie,
Spieszę zdać relację z najnowszych wieści...
Dziś Józio został pod opieką babci, bo ja musiałam trochę popracować, nadrobić poniedziałkowe zaległości, ale byłyśmy w stałym kontakcie telefonicznym i miałam na bieżąco zdawaną relację
W południe Luzak był u pana doktora na kontroli. Dostał jeszcze jedną kroplówkę i jakiś zastrzyk, niestety, babcia nie pamięta jaki i na co... Welfron został mu już wyjęty, więc już raczej kroplóweczek więcej nie będzie.
Po raz pierwszy pan doktor był pełen optymizmu
Kazał obserwować i w razie czego przyjść.
Za dwa tygodnie mamy stawić się na powtórny zastrzyk, żeby dobić złego pierwotniaka, jeśli gdzieś zdołałby jeszcze przetrwać...
Po południu biegał za babcią z moją piżamą w zębach i się cieszył
Teraz muszę przyznać, że nie jest tak radosny... Śpi, ma ciepły nos...
Mam nadzieję, że to nie oznacza nic złego, a jedynie to, że jeszcze nie jest w pełni sił i potrzeba czasu...
W każdym razie przyglądam mu się czujnie i jutro też kontrolnie wpadniemy do pana doktora...
Co do diety Agatko, to oczywiście lekarz dał mi niezbędne wytyczne. Wczoraj zalecał, żeby mu jeszcze nic nie dawać, a dziś powiedział, żeby mu już coś dać. Dostał nawet 3 próbki lekkiej karmy Hill's Prescription. No i Józio zjadł ze smakiem To nasz kolejny sukces poza normalnym już siusianiem
Masz rację Agatko, to było straszne...
Słyszałam o babeszji, Marzenka też opowiadała o przejściach z Lanką w tym temacie, ale nie przypuszczałam, że mnie to spotka...
Trochę też chyba moja czujność została uśpiona, bo jak wiesz, na co dzień, a nie od święta, mieszkamy wśród łąk i lasów, codziennie Józio przemierzał takie tereny i choć czasem zdejmowałam z niego kleszcze, to nic się nie działo.
Wyjmowałam też kleszcze z tych moich działkowych psów w niezliczonej liczbie i też nic się nie działo, choć one nie były tak zabezpieczone, jak Józio...
Tu do późnej nocy w niedzielę właściwie nic się nie działo poza tym trzepaniem uszami i katarem, ni jak nie skojarzyłam tego z babeszją, tym bardziej, że w ostatnim czasie nie znalazłam u niego żadnego kleszcza, bo pewnie szybciej skojarzyłabym fakty.
Zresztą weterynarz powiedział, że coraz częściej trafiają do niego pacjenci z kompletnie nietypowymi objawami, trzeba więc być szczególnie czujnym, mam mega nauczkę...
Choroba rozwinęła się bardzo szybko... Lekarz też mówił o tym, że dobrze, że Józio jest młodym, zdrowym psem, że to wielki atut w sytuacji, jakiej był...
W każdym razie, jak widziałam go w takim stanie, to myślałam, że mi serce pęknie... I to czekanie, niepewność...
Anitko, a więc wyszło szydło z worka... Nie wiedziałam, że geneza „Józia” sięga aż do Ciebie Ja przejęłam je od Marzenki i nie jakoś świadomie i z premedytacją, tak jakoś wyszło
Luzak/Luziu/Józiu – jest wieloimienny Używam imienia Luzak, ale przyznam, że najczęściej jest to Józiu - na oba reaguje w każdym razie
Józio nie jest jeszcze taki, jak na co dzień, widać, że ma gorsze i lepsze momenty, choć te ostatnie pojawiają się coraz częściej, mam nadzieję, że wkrótce zagoszczą na stałe, że będę mogła odetchnąć pełną piersią, przestać się martwić i że pozostanie to tylko złym wspomnieniem...
Dziękuję Wam za trzymanie kciuków i proszę o jeszcze, aż ogłoszę wszem i wobec jednoznaczny sukces
...a zdjęcia obiecuję zamieścić już wkrótce, jak tylko ogarnę usterkę techniczną, która uniemożliwia mi w tym momencie transfer fotek do komputera
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dominika&Luzak
DOM ADOPCYJNY
Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Warka i okolice Płeć:
|
Wysłany: Śro 23:16, 06 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Oto najnowsze doniesienia z pola bitwy...
Wczoraj, niestety, zamiast być lepiej, było gorzej z godziny na godzinę...
Nie będę już opowiadała ze szczegółami, w każdym razie stał się znów bardzo apatyczny, a jego oczy, ledwo otwarte, mówiły, że nie jest dobrze...
O 1 w nocy zadzwoniłam do naszego weta, ale niestety nie odbierał...
Wyszliśmy z domu i tak, gotowa już byłam jechać do W-wy, do jakiejś całodobowej lecznicy, ale gdy tylko ruszyliśmy, to lekarz oddzwonił.
Zgodził się nas przyjąć w swoim domu, kilkanaście kilometrów za Warką.
Miał gorączkę, ale niewielką, serce waliło mu jak oszalałe, przekrwione oczy, znów katar, oddychał jakoś niespokojnie.
Na miejscu dostał kroplówkę – trzeba było od nowa zakładać welfron, w drugą łapkę, bo przecież po południu było już ok i lekarz mu go wyjął. Do tego 2 zastrzyki, jeden z nich z pyralginy.
Po godzinie Józio był nowym psem Jeszcze leżąc na stole wyczaił kota pana doktora, postawił uszy, zrobił swoje maślane oczy i chciał do niego iść
Po wyjściu, jeszcze w ogródku, na miejscu, zrobił siku. Do auta biegł już merdając ogonem
Generalnie lekarz nie powiedział żadnych konkretów, stwierdził, że czasem tak się dzieje, organizm walczy. Zasugerował wizytę w lecznicy na następny dzień, żeby zrobić na wszelki wypadek biochemię, bo u siebie w domu nie ma sprzętu do badań.
Po powrocie do domu Józio pierwsze kroki skierował do... miski z kolacją, którą wcześniej tylko powąchał Pomyślałam, że jest dobrze
I było dobrze, także rano. Przed południem babcia poszła z nim do lecznicy. Czuł się dobrze, ale na wszelki wypadek dostał jeszcze jedną kroplówkę.
Pan doktor, po badaniu krwi, obejrzeniu Józia ze wszystkich stron, był pełen optymizmu, co u niego nie jest rzeczą oczywistą
Umówiliśmy się na kontrolę jeszcze jutro.
Na szczęście, do tej pory jest wszystko w porządku. Już biegał zadowolony, byliśmy na spacerze, właził na łóżko Zaczął się uśmiechać i psocić
Z radości opróżniłyśmy z babcią pudełko ptasiego mleczka, a potem Józio ganiał z pustym po całym domu i robił fu, fu
Po całym dniu tylko pozytywnych zachowań, chyba mogę w końcu powiedzieć, że Józio wraca do nas na dobre Spadł mi kamień z serca i choć było burzliwie i nieprzewidywanie, to mam w końcu już jakieś wewnętrzne poczucie, że najgorsze za nami...
Chyba dziś po raz pierwszy od kilku dni prześpię więcej niż 2 godziny...
Jutro jeszcze kontrola – dam znać i wierzę, że przekażę tylko cudowne wiadomości
Dziękujemy za trzymanie kciuków – działa
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agata_Emi_Lili
FUNDACJA AUREA
Dołączył: 26 Wrz 2007
Posty: 13132
Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Śro 23:22, 06 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
No to teraz może być już tylko lepiej. Dalej wysyłamy Wam ciepłe myśli, trzymamy kciuki i ściskamy Was mocno.
Wyśpij się wreszcie, a Józiowi przekaż, żeby się więcej nie wygłupiał i nas nie straszył.
Czekamy na jutrzejsze wieści. Dobrej i spokojnej nocy !
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|